Na samo wspomnienie tego urlopu kark mi sie rozluznia i geba smieje.
Naprawde odpoczelam.
Od gwaru, od ludzi, od sklepow, od wszystkiego.
Trafilismy na totalna wioche.
Taka prawdziwa, czyli 2 dwie restauracje, trzy sklepy.
Jeden hotel, troche domow i apartamentow do wynajecia. Pustych.
Hotel nad samym mozem.
Do plazy ulubionej 30 min spaceru.
Mozna bylo blizej, jednak im dalej tym luzniej.
Trzeba przyznac ze 30 min spaceru przy pustynnej pogodzie daje w dupe.
Zwlaszcza ok poludnia, po obfitym sbiadaniu.
Warto jednak bylo.
Wieczorem chlodniej sie robi, w sam raz na spacer. Wioska wyglada jak wyludniona.
Serio.
Uwielbiam takie miejsca.
Ksiazek dobrych kilka i nic mi wiecej do szczescia nie potrzeba....
Nie sa to zdjecia z moich ostatnich wakacji, na Teneryfie bylam 2 lata temu. Planuje jednak urlop w pazdzierniku i chyba znow padnie na Canary. W miare tanio, no i przede wszystkim cieplo. A slonca mi cholernie brakuje w tym roku... A czy fajnie to kwestia co sie komu podoba.... Ja wole Fuerteventure:)
Uwaga, uwaga...
W koncu i ja zaczynam pisac. Uwielbiam czytac blogi i z wieloma czuje sie bardzo zwiazana. Nie bardzo jednak wiem po co sie za to biore bo juz dzis watpie czy uda mi sie to robic w miare regularnie. A tylko wtedy ma to sens. Bedzie to raczej pamietnik, dla mnie samej. Rodzaj terapii. Tak mysle. Reszta sie okaze. Na razie ucze sie i testuje blogera od strony technicznej. Zielona jestem.
I tak oto udalo mie sie wkleic moje ostatnie odkrycie. Rewelacyjna moim zdaniem.